Soilwork... why? For metal!
Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli już zaglądasz na tą stronę, to albo słuchasz rapu, albo zwyczajnie zabłądziłeś i... na dźwięk słów Melodic Death Metal uciekasz gdzie pieprz rośnie, bo nadchodzi apokalipsa... wiesz co? Lepiej biegnij szybko, bo ta apokalipsa ma moc!
Do rzeczy- czym jest MDM? Dla laika- darcie ryja z śpiewanym (melodyjnym) refrenem. A dla zorientowanego? Zorientowani wiedzą, co to jest i ich akurat uświadamiać nie trzeba:)
Od razu postawię ryzykowną tezę- że płyta "Figure Number Five", bo o niej będę się rozpisywał, to małe (tylko?) mistrzostwo świata. A już na pewno w skali całej twórczości szwedzkiej kapeli. Wszystkie utwory, zaczynając od "Rejection role" a kończąc na "Downfall 24" mają w sobie tą energię, tą siłę, za którą ludzie pokochali ten gatunek muzyczny. Że chaotyczne? Że niespójne? Że to tylko puste darcie ryja? Wybacz, ale jeśli identyfikujesz się z takimi argumentami, to ja się sprzeczał, bo
a) słuchasz Radyja i będę miał na głowie jakieś bojówki
b) masz 2 paski i będę miał na głowie czarne BMW
Do czego zmierzam? Ano do tego, że aby pokochac tą płytę (i całą muzykę tego typu) trzeba mieć przekonanie i... wbrew pozorom i stereotypom wrazliwość muzyczną. Ona dostaje mocne baty sposobem jej traktowania przez ciężkie riffy i wyczyny wokalne, ale uwieżcie mi- warto, bo to przyjemne.
I to w zasadzie tyle- krótka recenzja (a gdzie ja w ogóle opisałem choćby zawartość płyty? Świat schodzi na psy, zdecydowanie...)
A jeśli dalej nie wiem z czym to się je, to proszę bardzo, teledyski:
Do rzeczy- czym jest MDM? Dla laika- darcie ryja z śpiewanym (melodyjnym) refrenem. A dla zorientowanego? Zorientowani wiedzą, co to jest i ich akurat uświadamiać nie trzeba:)
Od razu postawię ryzykowną tezę- że płyta "Figure Number Five", bo o niej będę się rozpisywał, to małe (tylko?) mistrzostwo świata. A już na pewno w skali całej twórczości szwedzkiej kapeli. Wszystkie utwory, zaczynając od "Rejection role" a kończąc na "Downfall 24" mają w sobie tą energię, tą siłę, za którą ludzie pokochali ten gatunek muzyczny. Że chaotyczne? Że niespójne? Że to tylko puste darcie ryja? Wybacz, ale jeśli identyfikujesz się z takimi argumentami, to ja się sprzeczał, bo
a) słuchasz Radyja i będę miał na głowie jakieś bojówki
b) masz 2 paski i będę miał na głowie czarne BMW
Do czego zmierzam? Ano do tego, że aby pokochac tą płytę (i całą muzykę tego typu) trzeba mieć przekonanie i... wbrew pozorom i stereotypom wrazliwość muzyczną. Ona dostaje mocne baty sposobem jej traktowania przez ciężkie riffy i wyczyny wokalne, ale uwieżcie mi- warto, bo to przyjemne.
I to w zasadzie tyle- krótka recenzja (a gdzie ja w ogóle opisałem choćby zawartość płyty? Świat schodzi na psy, zdecydowanie...)
A jeśli dalej nie wiem z czym to się je, to proszę bardzo, teledyski: